Manty
- aga1498
- 5 sty 2018
- 2 minut(y) czytania
Dzisiejsze nurkowania przyniosły nam kilka niesamowitych scen:
Napoleon z upolowaną właśnie rogatnicą w paszczy
Ławica fussilierów goniona przez ciemne ostroboki. Zaleś niechcący znalazł się niemalże w jej środku i nakręcił świetny filmik, jak cała grupa gwałtownie zmienia kierunek i kształt jak tylko przestała być swobodnie pływającą społecznością, a zaczęła być czyimś potencjalnym śniadaniem
Pygmy seahorse – żałowałam, że nie miałam okularów, taki był malutki
Cała masa see fans, whipe corals i innych
A po południu: MANTA!!! Ogromna, piękna, dostojna, łaskawa pojawić się dopiero pod koniec nurkowania. Czatowaliśmy na nią od samego początku, najpierw na płytkiej wodzie, potem na głębszej, bez prądu i z prądem walcząc o każdą bezdekompresyjną minutę. Na haku łatwiej, ale głebiej, więc czas bezdekompresyjny szybciej leci. Bez haka płyciej, ale trzeba cały czas walczyć z prądem i zużywa się więcej powietrza. A ona nic…. Wreszcie zarządziliśmy odwrót, wróciliśmy na płytszą wodę, czas bezdekompresyjny się magicznie wydłużył, ale powietrza w butli nie przybyło ;-). I wtedy chwila zamieszania, machania rękoma, ustawienia w szyku, żeby wszyscy widzieli ale nikt jej nie wystraszył swoją bliskością. I jest! Zrobiła kilka kółek przed nami, nad niektórymi nawet bardzo blisko. Majestatyczna!
Jej widok od razu przywołał wspomnienia pierwszych mant, jakie widziałam w życiu. Z resztą niedaleko stąd bo w drodze powrotnej z parku Komodo osiem lat temu. Byłyśmy z Beatą na pierwszym tak egzotycznym wyjeździe. No może drugim, bo pierwsza była Kenia (safari w Masajmara) i Zanzibar z kilkoma nurkami po długiej przerwie. Do Indonezji jechałam z założeniem, że Beatka będzie nurkować, a ja leżeć, pachnieć i czytać książki na łodzi. Tej samej łodzi na której teraz jesteśmy. Skończyło się tak, że nie opuściłyśmy żadnego nurkowania, zrobiłyśmy kolejny stopień nurkowego wtajemniczenia AOWD (Advanced Open Water Diver). Świętą cierpliwość wykazał wobec nas nasz instruktor Darek ucząc nas różnych rzeczy. Cały wyjazd usiłował nas przekonać, że damy radę zdjąć maski pod wodą i założyć z powrotem…Pamiętam jak stresowałyśmy się na każdym jednym nurkowaniu, że to będzie właśnie teraz…
Manty na tym wyjeździe oglądałyśmy w pofalowanej dolinie martwych, skruszonych korali leżąc na dnie. Spektakl odbywał się nad nami i wokół nas. Pamiętam jak pod koniec nurka fisiowałyśmy pod wodą udając manty i zaśmiewając się do łez. I to rozbawienie wykorzystał Darek. Zdjęłyśmy grzecznie maski, poprawnie założyłyśmy z powrotem i wydmuchałyśmy z nich całą wodę. Żadna się nie utopiła, nie wystrzeliła na powierzchnię! Pamiętasz Beatko?
Komentarze