Hiiumaa - estońska wyspa
- aga1498
- 5 sie
- 2 minut(y) czytania
I znowu z tymi podwójnymi literami…. Kolejny dzień słabości wspomożony godzinną drzemki na promie na wyspę Hiiumaa. Wyspa dość mała, ale nie tak mała jak myślałam. Wydawało mi się ze można ją bez spinki objechać jednego dnia rowerem. Nie można. To znaczy pewnie freeki rowerowe mogą, ale nie w jeden dzień!
W opisach wyspa dzika, mało zaludniona, posiadająca jedno (!) miasto i pełno szlaków rowerowych. I dzikich miejsc! To coś dla nas :-)
Spędzimy tu dwa dni. Na pierwszy nocleg pojechaliśmy na leśne miejsce biwakowe na półwyspie koło najstarszej działającej latarni na morzu Bałtyckim - Kopu - 1531rok. Schody na nią są tak strome, że dały nam nieźle popalić - dosłownie! Paliły nas uda że aż miło!
Nocleg na leśnym polu tuż nad morzem. Zachód słońca na cypelku. Noc w końcu z otwartymi drzwiami i z widokiem na wschód słońca z łóżka.
Ale jeszcze przed noclegiem - najpiękniejsza plaża na wyspie. Spodziewaliśmy się tłumów… a tam parking na może 30 samochodów i wolnego miejsca na tyle, że spokojnie zaparkowaliśmy kamperem i poszliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża. Na całej plaży myślę że było około 30 osób. Sto metrów od wejścia - nikogo. Udało mi się namówić Zalesia (z ADHD) na przyjście na tą plażę z ręcznikami, krzesełkiem, piwkiem itp… i na poleniuchowanie - w sumie jakiś półtorej godziny! Aaaaa! zapomniałam dodać, że jest słońce. Nie pada. Temperatura 27 stopni!!!!
Kolejny dzień zaczynamy od małej wycieczki (przed śniadaniem) do małej latarni nad samym morzem. Latarni nie znaleźliśmy, trasy wyszło prawie 30 km… lasy, łąki, pola, ścieżki nad morzem, małe drewniane i czerwone domki, piękne drewniane wille, na kamienistym wybrzeżu (kilka), mini przystanie jachtowe i pustka… i rozsiane w lesie wielkie głazy -cycki "suurepsi" :-)))
Pod południu kolejne miejsce na wyspie. A w zasadzie kolejna wyspa - Kassari, której istnienia należy się domyślać, bo tylko małe kanaliki tworzą jej odrębność. I plan na krótka przejażdżkę, z której robi się kolejne 30 km…
Najpierw dłuuuugi półwysep...
Potem kilka lokalnych ciekawostek: stary wiatrak, który kiedyś służył za bar; pomnik Giganta pomagającego miejscowej ludności w czasach powodzi; ; muzeumTuuletorn-windtower- kompletnie nie pasujący do otoczenia muzeum kreatywności; ruiny kościoła św. Marcina - właśnie odnawiane; papierówki przy drodze - mniam!
Aaaa!!!! I bagna ze ścieżkami, wieżyczkami i punktami obserwacji ptaków... chilli do kwadratu!
Na nocleg wybraliśmy miejsce blisko kamienistego półwyspu, tuż nad wodą, trochę w krzakach, ale z miejscem na prywatne ognisko. Na kolację jagnięcina, padrony, kukurydza. ale najpierw kiszonki!
I czas na kolejną naklejkę - Estonia!
Na kolejny dzień zostało nam:
Muzeum wełny
Kolejna latarnia, na którą trzeba się wdrapać i pomnik pamięci dzieci, które zginęły na promie Estonia w największej katastrofie morskiej w czasach pokoju w 1994 roku
Czas wracać promem na stały ląd. Kierunek Talin!

























































































Komentarze