Göteborg
- aga1498
- 5 sie 2022
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 lut 2023
Jednak zmiana planów. Pogoda się poprawia, zawijamy więc do Göteborga! Parking pod Uniwersyteckim centrum Chalmers w okresie wakacyjnym to bardzo dobra lokalizacja. Blisko centrum i za niewielkie pieniądze. Parking za prawie całą dobę kosztował 150 SEK. Dodatkowe wkoło pełno knajpeczek iiiiii hulajnogi! Spodobała nam się ta forma zwiedzania miasta ;-) jednak dla wstępnego rozeznania wybraliśmy na początek tradycyjną formę pieszą. Niestety trochę zawiedzeni, po prawie 8 km zaglądania w różne zaułki miasta dotarliśmy do Haga - najstarszej dzielnicy Göteborga. Tutejsze zabudowania to drewniane jedno i dwupiętrowe domy wzdłuż kilku krzyżujących się ze sobą ulic. W większości z nich na parterze znajdują sie małe knajpki i bary serwujące lokalne piwa (z których niegdyś słynął Göteborg) i wiele różnych przysmaków. Zasiedliśmy w jednej z takich zamawiając krewetki piri piri i tatara z tuńczyka. Wykwintnie podane dania razem z poleconym Rieslingiem i Chablis smakowały wyśmienicie!
W poszukiwaniu dalszych wrażeń pomogły nam hulajnogi. Göteborg to duże miasto ( drugie ce do wielkości w Szwecji, konkurujące, stąd masa göteborskich dowcipów o mieszkańcach Sztokholmu) odległości pomiędzy atrakcjami są wcale nie małe. Ruszyliśmy przed siebie, bez żadnego planu i zupełnie niechcący dotarliśmy do wszystkich ważnych miejsc w mieście:-) tzn mój Miś dotarł, a ja podążałam za nim.
Jako że nie byliśmy przygotowani na zwiedzanie postanowiliśmy(dla pewności, że nic nie pominęliśmy) pojechać rano Ocean Bus (amfibia) przez miasto. Niestety za późno na to wpadliśmy, nie było już miejsc na poranne kursy. Wsiedliśmy zatem w autobusHop On Hop Off, ale już nic więcej niż wczoraj wieczorem nie zobaczyliśmy, za to uzupełniliśmy wiedzę… Zdezerterowaliśmy z końcowej części wycieczki dzięki czemu przeszliśmy przez piękny park i znaleźliśmy halę targową z lokalnymi owocami i warzywami( kupiliśmy truskawki i zielony groszek! Mój ulubiony!) i zjedliśmy przepyszne ceviche i grzanki z kawiorem w jednej ze zlokalizowanych tu uroczych knajpek… potem jeszcze trochę marszu po mieście, żeby wytracić procenty z wypitego wina, szybka kawka i w drogę do Ystad.
Ciekawiło nas jeszcze muzeum Volvo (zwłaszcza, ze po wybraniu jego strony pierwsze Volvo, które sie pokazało, to znane nam, a jeszcze bardziej rodzinie Pomacho). Było już niestety trochę za późno…




















Komentarze