top of page

Estonia - Park Narodowy Soomaa

  • aga1498
  • 3 sie
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 4 sie

Pominęłam na chwilę kilka dni na Łotwie - pokonała mnie chwilowa niemoc ciała i ducha. Całą energię skupiłam na jej ignorowaniu (co wychodziło mi raz lepiej za raz gorzej - Zaleś świadkiem) i na opisanie zdarzeń po prostu nie starczyło… Nadrobię w drodze powrotnej, na koniec tygodnia.


Pierwszy przystanek na estońskiej ziemi to Park Narodowy Soomaa (nie wiem co oni mają z tą podwójnością wielu liter…). Zatrzymaliśmy się na leśnym miejscu przygotowanym do kempingowania, które równocześnie jest jedną z bram do parku. Estońskie nadleśnictwa przygotowują wiele takich miejsc do biwakowania. Miejsca te są wyposażone w wiaty, miejsca na ognisko, kominki-grille, suche toalety i miejsca do zaparkowania albo rozbicia namiotu. Wszystko bardzo zadbane, czyściutkie, zachęcające do użycia. Na noc zostały 3 kampery i dwie grupki młodzieży pod namiotami. Obie grupki wspomogliśmy. Tych z Irlandii solą, tych z Polski wodą - trzech chyba jeszcze licealistów na rowerach z namiotem. Zajarzeni na obserwację przyrody i ptaków. Z całego dobytku kulinarnego na śniadanie został im makaron z zupek chińskich, kukurydza, sos pomidorowy i makrela. Tylko wody im zabrakło :-) Nie pytałam jak smakował przyrządzony specjał :-)))

Nasza kolacja to wspomniane wcześniej kiełbaski made by Tresa&Jerzyk


Siedząc pod wieczór przy kominku-grillu (jw) i piekąc kiełbaski od Rodziców patrzyliśmy na kolejnych ludzi (w sumie pewnie z sześciu ;-)) którzy wychodząc z lasu odstawiali taniec świetego Wita. Skakali, machali rękoma i wszystkim co w tych rękach mieli… Ślepaki one more time?


W końcu na ścieżkę przez wrzosowiska ruszyliśmy i my!  Taniec świętego Wita połączony z siłownią. Zaatakowała nas taka ilość ślepaków… siadały na nas po 10, 15 ,20 albo i więcej…odganialiśmy się ręcznikami, kąpielówkami… a one siadały i próbowały gryźć… i na koniec doszliśmy do zamkniętej furtki - dalsza droga w renowacji - tą pętlę (już nie pętlę) można zrobić tylko od drugiej strony… I co? I znowu trzeba przebrnąć przez teren ze ślepakami! Masakra!!!!


Po uspokojeniu emocji (ja to się popłakałam) ruszyliśmy drogą w przeciwnym kierunku. A tam ścieżka przez las, mięciutka, uginającą się pod nogami, wysypana korą… czuć, ze zbliżamy się do mokradeł. A za chwilę nawet widać :-) Bogno, wrzosowisko… bardzo mięsożerne otoczenie ;-) (mięsożerne bagienne rośliny) A przez nie prowadzi drewniana ścieżka z takimi widokami, że zapierają dech w piersiach. Nie wiem czy zdziwiła Was obecność ręczników i kąpielówek w poprzednim akapicie? One miały służyć do kąpieli w oczku wodnym na bagnach :-) Jest więc i oczko wodne z pomostem i drabinką. Czad!!! i jeszcze tęcza za lasem.


Była piękna. Bardzo piękna. Pełna! Póki nie zdaliśmy sobie sprawy, że to znaczy,

że pada mniej więcej nad miejscem gdzie stoi nasz kamper z otwartym oknem dachowym… W drodze powrotnej zmokliśmy i my. Deszcz był ciepły, miły, delikatny.

Post: Blog2_Post
bottom of page