Długa i żmudna droga nad ocean
- aga1498
- 27 lip 2023
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 lip 2023
Droga do Sidi Ifni zajęła nam około 8 h. Monotonna, w większości płaska. Ot, jazda jak autostradą🤷♀️
Za to pierwszy look, jeszcze między skałami, na bezkresny ocen…. Niesamowity. Mi od razu na myśl przyszła piosenka Alicji Majewskiej „Odkryjemy miłość nieznaną” głównie ze względu na ocean, ocean, ocean…. Choć reszta tekstu też przystaje do naszego wyjazdu 😉
Nie graj cynika na siłę
Mało ci za to świat braw da
Nie mów że wszystko w miłości już było
Bo to nieprawda, nieprawda, nieprawda
Więc przestań cedzić złe słowa
I patrzeć wzrokiem ponurym
Dla ciebie życie to knajpa portowa
Dla mnie ocean, ocean, ocean, ocean, ocean, ocean na którym
Odkryjemy miłość nieznaną
Przegonimy wiatr wesoły, co po fali gna
Poznaczymy kraj zakochanych - długość ta, szerokość ta
Miłowania głodni jak wilcy
Nauczymy się w tym kraju od pierwszego dnia
Słów, którymi mówią tubylcy
Szabadabada szabadabada
Wyśpiewałam to na głos kilka razy. Nawet Zaleś nie protestowal ;-)
Samo Sidi Ifni nie zrobiło na nas szczególnego wrażenia. Chociaż w zasadzie, to zrobiło, tylko niezbyt pozytywne. Małe arabskie miasteczko, myślę że byliśmy w nim jedynymi europejczykami. Tuż przed samym kempingiem zatrzymała nas policja. Zjeżdżajac z ronda, takim specjalnym skrótem omijającym w zasadzie samo rondo, nie zatrzymalismy sie na znaku stop. Policjant był śmiertelnie poważny, pytał, czy wiemy, że to wykroczenie drogowe i to poważne, dlaczego dopuściliśmy się tak złego czynu…i w końcu puścił nas wolno, uffff.
Kemping przy samej plaży, oddzielony od niej jedynie deptakiem. Pusty…. Kilka lokalnych namiotow przygotowanch dla lokalnych turystów, którzy zapewne przybedą w weekend, który jest kulminacja 10 dniowego festiwalu z okazji swięta tronu, które przypada w ostatnim dniu lipca.
Całe miasteczko znajduje sie na klifie, na górę wiodą prawie hiszpańskie schody😉. Sidi Ifni było przez lata kolonią hiszpańską. Dziś pozostałości hiszpańskich posiadłości popadają w ruinę. W miasteczku sporo ludzi przemieszczających sie w tym samym kierunku. Chyba wyglądaliśmy na zagubionych, bo podszedł do nas jeden z przechodniów i (po francusku oraz pokazując filmiki w telefonie) dał do zrozumienia, ze zaprowadzi nas na festiwal, gdzie odbywają sie pokazy kawalerii, wielblądów, musztry itp…. Festyn pełną parą!!!
Jako, ze wyróżnialiśmy się w tłumie, zostaliśmy natychmiast sfotografowani przez obstawę rządowego namiotu, z którego spektaklowi przyglądali sie oficjele. Jeden z żandarmów nie spuszczał z nas oka… czułam sie trochę jak główna bohaterka serialu Homeland. Ubrana byłam przezornie ( i z powodu dużo niższej temperaturyi zimnego wiatru), w długie spodnie i koszulę z długim rękawem. A i tak czułam, że to za mało, że powinnam jeszcze osłonic głowę chustą…
Po pokazach, klucząc małymi uliczkami znaleźliśmy przytulna knajpkę, zaraz kolo małego meczetu. Tu zjadłam pierwszą na tym wyjeździe i wyśmienitą pastillę. To koperta z ciasta podobnego do francuskiego wypełniona farszem z mielonego kurczaka z pomarańczami i cynamonem, mniam! Takie było pyszne i wyczekane, ze nawet nie zrobiłam zdjęcia. Zalesia talerz różności z morza byl podobno wyśmienity!
Spokojna nocka na kempingu. Pierwsza bez klimatyzacji!!! A poranek w chłodnej nadmorskiej mgle…..



















Komentarze